Naruto Club

Przeżyj wielką przygodę w świecie Shinobi! Dołącz do nas już dziś!

Ogłoszenie

1 Zgodnie z ustawą z dnia 04.02.1994 o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006r. Nr 90, poz. 631 z późn. zm.) forum i cała jego zawartość podlega ochronie praw autorskich ˆ
2 Zaszła zmiana odnośnie poziomów chakry. Od teraz są limity, których nie da się przekroczyć bez wspomagaczy (10 000 chakry), a także odpowiednie poziomy chakry niosą za sobą pewne efekty.
3 Miejcie oko na SPRAWY ADMINISTRACYJNE!
4 Od tej pory Akademia Ninja jest zamknięta dla graczy. Zaczynamy grę od Genina. (Akademia działa dla NPC)

#16 02-09-2019 19:50:56

Mito Namikaze

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 18-06-2012
Posty: 531
Punktów :   

Re: Pokój nr.2 - Chifuyu

Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu...
-Tak jak mówiłem siedź cicho, no chyba, że pozwolę Ci mówić.
-Spokojnie nie musisz powtarzać dwa razy...
Wchodzimy do pokoju, moim oczom ukazuje się młoda, zgrabna dziewczyna o ciemno szarych włosach, w pokoju jest dość ciemno więc więcej szczegółów nie dojrzałem. Ubrana była w szpitalną szatę wyglądała bardziej na pacjenta niż lekarza.
-Tak jak się umawialiśmy...jesteśmy. - mówi spokojnym głosem w stronę dziewczyny


http://giphygifs.s3.amazonaws.com/media/5ZjcaQbIzDXsk/giphy.gif

Offline

 

#17 03-09-2019 02:53:52

Chifuyu

https://i.imgur.com/NyVlGfS.jpg

Zarejestrowany: 11-11-2013
Posty: 83
Punktów :   

Re: Pokój nr.2 - Chifuyu

[html]<align=justify>Nie znałam godziny, w której miał się pojawić tamten młodzieniec z ANBU wraz z "pacjentem". Równie dobrze mogłabym go nazywać "obiektem eksperymentalnym". Chociaż opracowałam swoją technikę Iryojutsu, to nigdy nie próbowałam jej zastosować na człowieku. Nic na taką skalę. Istniało pewne ryzyko, że jutsu może zawieść albo mieć w sobie błąd, który doprowadzi do śmierci. Przeciążenie biologiczne było mało prawdopodobne, o ile zachowam skupienie, aczkolwiek nie wiedziałam dokładnie jak się zachowają żyły i tętnice, które będę tworzyć w trakcie, a do których krew będzie wciąż dopływać, by nowa tkanka nie zaczęła obumierać od samego początku. Chociaż to kosztowniejsza opcja, to nie mogłam zablokować dopływu krwi do ramienia na czas zabiegu. Nie wiedziałam też ile on będzie trwał. W grę wchodził też problem z chakrą. Byłam zupełnie świadoma, że nie starczy mi jej na cały zabieg, ani nawet połowę. Mogłam nieco poprawić sytuację poprzez pigułkę żywnościową, ale to tyle. Druga by mnie zabiła.
Domyślałam się, że pojawią się wcześnie, nawet bardzo. Wstałam zatem równo ze wschodem słońca. Umyłam się, zjadłam, przygotowałam swoje przyrządy medyczne, które posiadałam w pokoju i rozglądnęłam za czymś, co posłuży jako stół operacyjny. Właściwie pacjent nie musiał nawet leżeć, więc stół i krzesło obok wystarczy. Szkoda, że po wszystkim moje mieszkanie będzie wyglądać jak rzeźnia. Na swoje zwyczajne ubrania założyłam szpitalną szatę, by zachować względną schludność. I niedługo po tym usłyszałam pukanie gościa, który nie czekał na pozwolenie. Sygnalizował mi tylko, że nastał czas i wchodzi do środka. Stanęłam w korytarzu, przyglądając się, oczywiście, zamaskowanemu młodzieńcowi z ANBU, którego już znałam oraz... drugiemu młodzieńcowi, który też był z ANBU wedle tego, co mówił jego "kolega". Dziwne, że nie kazali mu założyć maski. W ten sposób zapamiętam jego twarz, będę wiedziała, że to on i, co najistotniejsze, jest kimś cennym dla wioski skoro robią dla niego tak wiele. Byłam pewna, że każdy inny ninja z ANBU, który stracił władanie nad ręką, został wyrzucony lub po prostu zapomniany - odesłany do mniej istotnych spraw, które miały go zbywać. Teraz jednak ryzykowali, wykorzystując moją eksperymentalną technikę, która miała złamać wyjątkowo istotną zasadę Iryojutsu. Nie wyglądał jakoś specjalnie. Młody, szczupły, całkiem dobrze zbudowany ninja. Jego włosy przykuwały uwagę, ale nic więcej. Musiał potrafić albo wiedzieć coś, czego wioska nie mogła stracić. Nie odezwałam się, a jedynie skierowałam się do kuchni, gdzie cały zabieg miał się odbyć. Wskazałam dłonią na krzesło, które stało obok stołu, na którym rozłożone były różne rzeczy - kilka skalpeli, nożyczki, bandaże, nić chirurgiczna, strzykawka i parę mniej istotnych szpargałów.
- Siadaj. - powiedziałam chłodno i skierowałam się do przygotowanej wcześniej miski z wodą i odkażaczem, aby było łatwiej. ANBU prychnął, podchodząc do mnie nieco bliżej, jakby chciał się lepiej przyglądnąć mojej twarzy.
- Chcesz po prostu wykonać zabieg przy stole w kuchni? - zapytał niezbyt zdziwiony, a bardziej jakby kwestionujący moją decyzję. Sam wybrał, że cała rekonstrukcja ręki będzie odbywała się tutaj, w siedzibie Oininów, w moim pokoju.
- Wolałabym na sali chirurgicznej, jednak nie posiadam jej we własnym pokoju, w którym wymagałeś dokonania zabiegu. - odparłam beznamiętnie, myjąc dokładnie ręce, aby były sterylne. W tym momencie do kuchni weszła jeszcze czwórka osób - ubranych w brązowe płaszcze, które ukrywały całą sylwetkę. Głębokie kaptury zasłaniały zaś głowy, a na twarzach mieli białe, zwyczajne maski - o ludzkich rysach, ale w barwie śniegu. Widać było tylko oczy, znajdujące się za przeźroczystymi szkiełkami. Nie przyglądałam się im, bo to nie miało sensu. Moją uwagę zwróciły jednak dwie torby, które przynieśli - skórzane, typowo lekarskie. Była też jedna walizka, a czwarta osoba niosła ze sobą kilka złożonych wielokrotnie materiałów, którymi otaczane "sale chirurgiczne" w szpitalach polowych. Zawiesili je w kuchni tak, że została niewielka przestrzeń, ale na tyle duża, bym swobodnie mogła robić swoje. Torby postawili na stole i otworzyli - zawierały one różne medykamenty, a także przyrządy i, chociażby, rękawiczki pośród innych rzeczy. Walizka zaś zawierała cały zestaw chirurgiczny naprawdę wysokiej jakości.
- Zadbałem o to, byś zabieg wykonała perfekcyjnie. - naprawdę myślał, że mogłabym zabić tego chłopaka i zrzucić winę na brak odpowiedniego sprzętu? To oczywiste, że nikt by mi nie uwierzył. Zostałabym zabita tak, jak mówił. Chociaż był tylko dzieciakiem za tą maską, to nie w jednostce tkwił problem, lecz w organizacji, do której należał. I chociaż działał mi na nerwy, to nie mogłam nic z nim zrobić.
- Nie zadbałeś o to, by wystarczyło mi chakry na całą rękę. - odparłam, zakładając rękawiczki. Żółtowłosy chłopak w tym momencie siedział już na swoim miejscu w oczekiwaniu na dalsze wydarzenia. Cała ta sytuacja mogła być dla niego stresująca, gdyż raczej oczywistym było, że nie jestem zadowolona z tego, co miałam zrobić, a tym bardziej nie żywię pozytywnych uczuć wobec organizacji, do której należy.
- Nie doceniasz mnie. Cała przybyła czwórka potrafi przekazywać chakrę. Posiadają jej sporo, a dodatkowo mogą zażyć pigułkę żywnościową. Wystarczyłoby, żebyś całego chłopaka zrekonstruowała. - nie podobał mi się jego cwaniacki ton. Skoro jednak rzeczywiście mieli przekazywać mi chakrę, to nie zamierzałam obciążać swojego organizmu tym specyfikiem. Byłam wystarczająco wyniszczona po Przeklętej Pieczęci, aby teraz nadwyrężać znów swoje ciało.
- W takim razie zaczynajmy. - powiedziałam, podchodząc do swojego pacjenta, wyciągnęłam z torby pigułkę ze skrzepniętą krwią, którą nasączyłam swoją medyczną chakrą, by poprawić jej działanie - Mayaku no Kyōka. Odłożyłam ją na razie na bok, bo była potrzebna dopiero później, gdy już zacznie się obfite krwawienie. - Połóż rękę na stole, prosto i równo. - chłopak nie miał co stawiać oporów, bo było to bezsensowne. Podłożyłam za jego łokciem lekarską poduszeczkę, by miał wsparcie, żeby nie poruszał ramieniem i złapałam za jego dłoń, by obrócić całą rękę wierzchem do dołu. Złożyłam jakby połowę pieczęci barana, wysyłając z końcówek palców drobny ładunek Raitonu. Normalnie powodowałby drganie lub mimowolne poruszanie palcami, zatem w ten sposób chciałam wykryć gdzie zaczyna się moment, w którym ma już czucie. Przesuwałam swoimi palcami od jego dłoni, po nadgarstku, przedramieniu, aż dopiero na łokciu zaczęło się coś dziać. Delikatne drganie. Sporadyczne. Znaczyło to, że cały zabieg musiał zacząć się nad łokciem, a to dodatkowo komplikowało sprawę, gdyż stworzenie z chakry tak skomplikowanego stawu wymagało ogromnego skupienia i większej ilości chakry.
- Teraz wyłączę Twoje receptory odbierające ból. Przy okazji całe ciało będzie niesamowicie mrowić. - powiedziałam do młodzieńca, by zachował spokój i był świadomy tego, co ma się wydarzyć. Pochyliłam się nad nim, sięgając dwoma palcami na kark, a następnie przesuwając je w dół - gdzieś niewiele wyżej nad łopatkami zatrzymałam się i wysłałam drobny ładunek elektryczny - Zenshin Masui. Technika banalna, a sprawiała, że jakiekolwiek narkozy i znieczulenia nie musiały być wykorzystywane. Poręczna, długotrwała, bez osłabiania serca lub ogłupiania układu nerwowego. Cóż, trochę był osłabiany poprzez "wyłączenie" go, ale lepszego sposobu nie było. Od tego momentu pacjent nie był w stanie czuć bólu. Z torby wyjęłam mały pędzelek zakręcony w drobnym kałamarzu z czarnym atramentem. Z jego pomocą zaznaczyłam na ramieniu chłopaka kreskę - niewiele ponad łokciem. Złapałam za dłoń zółtowłosego i naciągnęłam ją, by "naprężyła się", a nie była luźno oparta.
- Zaprzyj się. Nie rozluźniaj. To mi znacznie ułatwi. - powiedziałam, a następnie spojrzałam na ANBU, który wszystkiemu się uważnie przyglądał w milczeniu. - Podejdź i złap go za rękę tak, jak ja to robię teraz. Musisz ją przytrzymać. - zwróciłam się do niego, a on jakby z nutą zawahania kiwnął głową i zrobił to, co mu kazałam. Teraz musiałam przejść do części, która zdecydowanie była najbrutalniejsza. Myślałam, by skorzystać z Karasu, ale jednak zwyczajny miecz nie jest wystarczająco ostry, by zrobić tak czyste cięcie. Zresztą ja nie byłam też tak wprawna w posługiwaniu się tego typu bronią. Znacznie łatwiej było wykorzystać moje Kekkei Genkai, zatem chwyciłam za skalpel i nacięłam sobie prawe przedramię. Krew zamiast zacząć ściekać na podłogę, to chwilę unosiła się w powietrzu, wijąc się jak wąż, zanim utworzyła względnie proste, szkarłatne ostrze.
- Czy to konieczne? - zapytał ANBU, a ja spojrzałam na niego zażenowana. Zrozumiałam, że nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Pokiwałam głową i wydłużyłam ostrze, by było jeszcze cieńsze, jeszcze ostrzejsze, ale także jeszcze bardziej kruche. I tak korzystałam z odrobiny krwi, by jak najmniej poszarpać tkankę.
- Trzymaj równolegle ze stołem. - poinstruowałam ostatni raz zamaskowanego młodzieńca i spojrzałam na swojego pacjenta obojętnym wzrokiem. - Radzę nie patrzeć. - mruknęłam i nie czekając ani chwili dłużej wzięłam nieduży zamach i wykonałam cięcie. Cięcie, które należało do jednych z najbardziej perfekcyjnych, jakie wykonałam. Szpon był na tyle ostry, że bez najmniejszego problemu przeszedł przez kość, a istniało ryzyko, że może na niej pęknąć, gdyby kąt był zły. ANBU aż się zachwiał, gdy jeden koniec ręki przestał ciągnąć. Spojrzałam na niego przez ramię, widząc nawet w tym stroju i z maską, jak bardzo niekomfortowo się czuje trzymając amputowaną kończynę.
- Co mam z tym zrobić? - zapytał głosem, który zdradzał jego emocje. Pierwszy raz czułam, jak stracił pewność siebie. Nie odpowiedziałam mu, kiwnęłam ramionami i nie patrzyłam co dzieje się dalej z ręką żółtowłosego. Oczywiście kikut zaczął natychmiast krwawić tak obficie, że chłopak wykrwawiłby się w przeciągu kilkunastu minut. Albo kilku - w zależności od jego stresu. Wepchnęłam mu do ust trochę na siłę pigułkę ze skrzepniętą krwią, która powinna starczyć na jakieś pół godziny. Wtedy powinnam podać mu drugą. Ostrze z mojego ramienia znikło. Przyłożyłam do rany dłoń, a ona natychmiast się zasklepiła bez śladu. Teraz nastał moment kulminacyjny - nadszedł czas, w którym musiałam skorzystać z techniki, za którą mogłabym zostać stracona lub wtrącona do więzienia. Ka Fuka - tak ją nazwałam i była szczytem możliwości Iryojutsu. Do tej pory na świecie nie istniało nic, co przewyższałoby techniki Tsunade, ale to jutsu biło je na głowę. Przekraczało barierę, której nie wolno było przekraczać. Technika ta wymagała jednak perfekcyjnej, bezbłędnej znajomości organizmu. Najdrobniejszy błąd sprawiał, że pacjent mógł umrzeć. To nie ciało się regenerowało wedle własnego schematu, a to ja tworzyłam ciało sama i podłączałam je do reszty. To ode mnie zależało jak wyglądać będzie staw, skóra, kości czy nawet takie rzeczy, jak długość palców. Dlatego teraz, chociaż chłopak krwawił, to ja dokładnie przyglądałam się jego lewej ręce - tej sprawnej. Złapałam ją i dokładnie rękami zbadałam. Było to właściwie bezsensowne, bo jego budowa ciała była taka sama, jak każdego innego człowieka, ale wolałam się upewnić. Wzięłam głęboki wdech, zawiązałam trzynaście pieczęci i przyłożyłam ręce do kikuta.
- Kiedy kiwnę głową, to zaczniecie mi przesyłać chakrę. - miałam zamiar zostawić sobie przynajmniej połowę własnej rezerwy, by nie odczuwać skutków jej ubytku i być gotową w razie czego. W końcu nikt nie był w stanie mnie zapewnić, że młodzieniec z ANBU nie postanowi mnie zabić, gdy wykonam swoje zadanie. Chociaż... w tym momencie sama okazywałam się jeszcze cenniejsza, niż żółtowłosy. Posiadałam technikę zdolną uratować każdego od śmierci innej, niż naturalnej lub poprzez zapieczętowanie. Gdybym rozwinęła swoją wiedzę, osiągnęła monstrualne pokłady chakry, to nawet mogłabym i tą naturalną odciągać do pewnego stopnia.
Światło z moich rąk było naturalnie zielone - medyczna chakra, ale nie do końca. W przeciągu sekundy zaczęło bardziej być niebieskie, niż zielone, tworząc odcień morski - gdzieś pomiędzy tymi dwoma barwami. Było to specyficzne dla tego jutsu - kreacja podchodziła pod ninjutsu, a regeneracja pod iryojutsu. Jedno miało chakrę niebieską, drugie zieloną, zatem w połączeniu tworzyły mieszankę. Z początku wykorzystałam nieco za dużo chakry. Regeneracja była za szybka, a ja czułąm, że nie nadążam za nią skupieniem. Szybko zwolniłam. Tkanki tworzyły się na moich oczach. Widziałam jak rośnie kość, później narastają na nią mięśnie, ścięgna, a na końcu skóra - znacznie jaśniejsza niż reszta, bo nowa, nieopalona, niezahartowana. Ustaliłam sobie jednolite tempo i kontynuowałam zabieg bez przerwy. Nie chciałam robić przerw - łatwiej było skupić się za jednym razem i po kolei odtwarzać ciało chłopaka. To zmniejszało też utratę krwi. Łokieć był wyjątkowo trudny do zrekonstruowania, ale nic niemożliwego. Minęło piętnaście minut, a kończyłam już go tworzyć. Wtedy to kiwnęłam głową, czując jak zbliżam się do połowy swojej chakry. Ktoś z zamaskowanych dziwaków przyłożył mi ręce do pleców i czułam, jak przepływa przeze mnie chakra. Całe szczęście była ona jakby wtłaczana w moje rezerwy, a nie zwyczajnie przekazywana mi. W ten sposób kontrolowałam ją znacznie lepiej. Po pół godziny od rozpoczęcia zabiegu, łokieć był gotowy, a ja już rekonstruowałam przedramię. Wtedy to podałam chłopakowi drugą pigułkę ze skrzepniętą krwią, która tak jak poprzednia, została wzmocniona za pomocą chakry. Wróciłam do zabiegu, zmieniając osobę, która mnie zasila. Tamta natychmiast wzięła pigułkę żywnościową, a ja kontynuowałam swoją pracę. Ostatecznie cały zabieg trwał prawie półtorej godziny. Nie wiedziałam czy to dobry, czy zły czas. Technika nie nadawała się na używanie jej centralnie na polu bitwy, gdy stracisz rękę, ale w takich momentach, gdy mogłam leczyć na spokojnie, była idealna. Cała czwórka osób, które przekazywały mi chakrę, chociaż była po pigułkach żywnościowych, to słaniała się na nogach. Prawdopodobnie wykorzystałam ich chakrę niemalże do ostatniej kropli. Ja sama nie czułam się najlepiej, chociaż miałam niewiele mniej, niż połowę własnej chakry. Tak długa kontrola jej, tak długie skupienie sprawiło, że czułam się, jakbym cały dzień miała katorżniczy trening. W każdej chwili teraz zdolna byłabym zamknąć oczy i zasnąć. Nie spodziewałam się, że nadgarstek będzie tak trudny. Jego rekonstrukcja zajęła mi prawie czterdzieści pięć minut, chociaż jest on tak niewielki w porównaniu do reszty ramienia. Wiedziałam, że osiem kości sprawi trudność, ale nie aż taką.
- Koniec. Na razie jesteś pod znieczuleniem, więc nie poczujesz ręki, ale gdybyś się skupił, to powinieneś móc nią poruszyć. - powiedziałam beznamiętnie, zdejmując z rąk rękawiczki i z siebie szatę szpitalną. - Posprzątajcie tu. Ja sobie nie poradzę z taką rzeźnią. - powiedziałam, siadając na krześle w rogu kuchni. Byłam naprawdę wyczerpana, ale chciałam się upewnić, że będę miała spokój, zanim zasnę.
- Spróbuj nią poruszyć. - powiedział zamaskowany ANBU do żółtowłosego. Brzmiało to jak rozkaz, ale sama byłam ciekawa czy udało mi się. Gigantycznym sukcesem dla mnie i dla całego świata medycznego było to, że rzeczywiście stworzyłam tak wiele tkanki ludzkiej od zera, za pomocą tylko chakry i "bazy" jaką było ciało. Z tej "bazy" i tak korzystałam tylko po to, by mieć punkt startowy, by ciało nieco samo kształtowało to, jak będzie wyglądać rekonstruowana tkanka. Ale nie do końca, bo to ja dokonywałam decyzji świadomie i to ja musiałam wiedzieć jak kroczyć tą cienką ścieżką. Teraz nawet nie byłam w stanie być z siebie dumna czy zadowolona. Interesowało mnie tylko czy mi się udało, a później zamierzałam się umyć i iść spać. Chociaż wstałam kilka godzin temu, to byłam bardziej senna, niż kiedykolwiek w swoim życiu.</align>[/html]

Ostatnio edytowany przez Chifuyu (09-09-2019 22:50:02)


https://i.imgur.com/heX80Wy.png

Offline

 

#18 04-09-2019 17:00:05

Mito Namikaze

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 18-06-2012
Posty: 531
Punktów :   

Re: Pokój nr.2 - Chifuyu

Prócz mrowienia ciała nie poczułem nic podczas trwającej operacji, nie zmienia to faktu, że widoku swojej odciętej ręki nie zapomnę do końca życia. Dzięki rozwinięciu mojego KG doskonale wiedziałem o czym myśleli zarówno członek ANBU jak i Chifuyu.
Oczywiście na rozkaz ANBU spróbowałem poruszyć ręką - z powodzenie
-Jak nowa... - pomału zaczynam wykonywać bardziej śmiałe ruchy moją nową ręką. Odwracam się w kierunku dziewczyny 
-Świetna robota, jestem twoim dozgonnym dłużnikiem, gdybyś potrzebowała kiedykolwiek pomocy...- mówiąc to zbliżam się do Chifuyu i podaje jej jeden z moich oznaczonych pieczęcią  kunai
-Wystarczy, że przelejesz do niego odrobinę swojej chakry i zjawię się.
Po tych słowach czekam na reakcje dziewczyny oraz członka ANBU...

Ostatnio edytowany przez Mito Namikaze (05-09-2019 10:36:04)


http://giphygifs.s3.amazonaws.com/media/5ZjcaQbIzDXsk/giphy.gif

Offline

 

#19 09-09-2019 23:18:13

Chifuyu

https://i.imgur.com/NyVlGfS.jpg

Zarejestrowany: 11-11-2013
Posty: 83
Punktów :   

Re: Pokój nr.2 - Chifuyu

[html]<align="justify">Podczas całego zabiegu żółtowłosy chłopak, którego imienia nie poznałam, był bardzo spokojny. Oczywiście zaskoczył go widok odciętej ręki tak samo, jak i jego kolegi z ANBU, aczkolwiek nie dziwiło mnie to. Takie rzeczy nie ruszały psychopatów albo medyków. Nie było inaczej. Ja, poniekąd, należałam do obu światów. Poniekąd. Tak czy inaczej, to wciąż nie wierzyłam, że nie miał maski na twarzy. Nawet jeżeli nie wiedziałam jak się nazywa, to mogłam go w jakiś sposób wytropić, gdybym tylko chciała, a wtedy poznałabym tożsamość członka ANBU, co jest rzeczą tajną. Miał szczęście, że nie miałam ku temu powodów. Wystarczająco problemów sprawiała mi ta organizacja już teraz i nie zamierzałam wpychać kija w mrowisko. Tak nieco na uboczu żyło się dosyć łatwo. Czasami aż za łatwo, gdybym tylko chciała.
Pacjent poruszył ręką, a z każdą chwilą korzystał z niej coraz bardziej, jak z własnej. Sukces. Poczułam nieco dumy, bo właśnie okazałam się prawdopodobnie najlepszym medykiem na świecie. Kosztem było złamanie jednego tabu, jednego zakazu, chociaż nie do końca oficjalnego i nie do końca obowiązującego wszystkie wioski. Niestety, akurat tą, w której się znajdowałam.
- Wolałabym przysługę od ANBU... - mruknęłam niechętnie, gdy chłopak zaczął coś wspominać o dozgonnym dłużnictwie. Rzeczywiście uratowałam mu poniekąd życie. Tak w przenośni. Był ANBU z niesprawną ręką, a to bez odpowiedniego szkolenia praktycznie uniemożliwiało wiązanie pieczęci, a z pewnością utrudniało walkę w zwarciu. Przekreślenie kariery w tej organizacji. Mogłam w pewien sposób chociaż zrozumieć jego radość. Nawet, jeżeli było to kosztem mojej "wolności", jako że cała operacja była rozkazem, ultimatum.
Cofnęłam się, gdy był blisko i zrobiłam jeszcze krok do tyłu, gdy wyciągnął kunai. Instynktownie zachowałam wszelkie środki bezpieczeństwa, będąc gotową już do starcia, chociaż nic się nie wydarzyło. Nie opuszczałam gardy, a szczególnie nie mogłam sobie pozwolić na to przy ANBU. Byłam teraz wyczerpana, ale to nie sprawiło, że stawałam się nieostrożna. Popatrzyłam chwilę na kunaia, a następnie ostrożnie go wzięłam od żółtowłosego, przyglądając się mu. Widniała na nim jakaś pieczęć. Było to nieco podejrzane, jednak wątpiłam, by ANBU zrobiło tak niski chwyt, by w ten sposób mi podłożyć jakąś pieczęć mnie ograniczającą.
- Zapamiętam. - odezwałam się, kiwając głową, że rozumiem. Może rzeczywiście poprzez przelanie chakry dawałam mu sygnał gdzie jestem, a on mógł tam dotrzeć? Jeżeli naprawdę działało to tak słodko i naiwnie jak myślałam, a chciałam wierzyć, że tak, to miałam właśnie brzytwę, której mogłam się chwycić, gdybym tonęła. A prościej - wyjście awaryjne, ratunek z sytuacji beznadziejnej. Albo... albo okazję. Schowałam kunai do torby.
- Doskonale. Współpraca z ANBU wynagradza, nieprawdaż? Udowodniłaś swoje Iryojutsu, mogłaś je przetestować, a w dodatku otrzymałaś prezent. I to nie byle jaki, chociaż nie zdradzę ani słowa więcej. Przechodząc do rzeczy, to możesz spać spokojnie, nie będę Cię nawiedzał. Ale pamiętaj, będę miał na Ciebie oko. - po tych słowach ANBU wyszedł z mieszkania wraz z czwórką w maskach, która zabrała wszystkie przyrządy, które przynieśli. Ostatecznie niewiele się z tego przydało.
- Zapomniałeś posprzątać. - odezwałam się, gdy był już za progiem. Nie zamierzałam spać w tej krwawej łaźni, ani nie zamierzałam jej teraz sprzątać. To oni zdecydowali, by operacja była w moim pokoju, a nie w przystosowanej do tego sali, zatem niech wezmą za to odpowiedzialność.
- Kogoś przyślę za chwilę. - usłyszałam, gdy już się oddalał. Westchnęłam i podeszłam do miski z wodą oraz odkażaczem, by dokładnie umyć ręce. To jak rytuał przed i po każdym zabiegu. Czasami nawet w trakcie, w zależności od procedur.
- Ta ręka jest jak proteza. Składałam ją na podstawie swojej wiedzy. Możliwe, że będzie boleć, a z pewnością będziesz miał problemy z wyczuciem jej na początku. Mogą też być jakieś wady... mniej lub bardziej poważne. Mniej poważne, to źle skonstruowane stawy, co będzie ograniczać Ci ruchy albo doprowadzi do wyłamań lub wybić. Bardziej poważne, to pomyłka w skonstruowaniu żył i tętnic, co może doprowadzić do wielorakich efektów, głównie fatalnych, ale w większości możliwych do zapobiegnięcia. - mówiłam spokojnie, melancholijnie, jakbym czytała książkę, chociaż mówiłam tylko to, co było prawdą. Cały czas myłam ręce z lekko przymrużonymi oczami, ale nie odezwałam się dalej ani słowa. Niech będzie świadomy, że to, co mu się dzisiaj przytrafiło to żaden cud, żaden talent, a ogrom wiedzy medycznej połączony z tytaniczną pracą chakrą.</align>[/html]


https://i.imgur.com/heX80Wy.png

Offline

 

#20 20-09-2019 18:31:38

Mito Namikaze

https://i.imgur.com/M1nsQBh.jpg

Zarejestrowany: 18-06-2012
Posty: 531
Punktów :   

Re: Pokój nr.2 - Chifuyu

-Dzięki za informację. - w dalszym ciągu "rozgrzewam" moją nową rękę
-Biorę się od razu do pracy nad nią, tak jak mówiłem gdybyś czegoś potrzebowała jestem do twojej dyspozycji. Nie każdy Anbu jest taki sam...Tomoko - uśmiechnąłem się po czym znikam. Dostrzegasz tylko żółty błysk...


http://giphygifs.s3.amazonaws.com/media/5ZjcaQbIzDXsk/giphy.gif

Offline

 
Kunai

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
ホテル ルーマニア Ciechocinek spa