Haruki - 14-10-2012 00:49:20

Jest to niewielki pokój z własną łazienką, jest w nim podstawowe wyposażenie kuchenne oraz sypialne.

Jiraiya - 14-10-2012 00:51:55

Wchodzę do pokoju, zrzucam plecak i nie rozbierając się od razu kładę się spać. Drzwi są zamknięte, ale nie na klucz.

Jiraiya - 27-12-2012 18:32:26

Otwieram drzwi, lekko je przymykam i kładę się na łóżku.

* Jak wrócą to mnie obudzą, jestem strasznie zmęczony tymi treningami z Naruto i staruszkiem... *

Zasypiam.

Mayumi - 29-12-2012 20:37:24

Przechodząc korytarzem zauważyłam uchylone drzwi do drugiego pokoju.
* Haruki nie zamknął? *
Podeszłam do nich i je otwarłam, weszłam do środka i zobaczyłam śpiącego Jiraiyię.
* A ten tu skąd? *
Odpięłam jedną z butelek wody i odkręciłam ją, nachyliłam przed twarzą Jiraiyi i wylałam zawartość krzycząc.
- Wstawaj powódź! - krzyczałam wylewając wodę na niego.

Jiraiya - 29-12-2012 20:39:08

Spadłem z łóżka po drugiej stronie i po chwili zaczynam się podnosić.

* Co do cholery sie dzieje.. *

Zauważam Mayumi.

- Witaj! Oszalałaś? Chcesz żebym zawału dostał???

Wstałem i lekko się przeciągam.

Mayumi - 29-12-2012 20:41:12

Zaczęłam się śmiać i przypięłam butelkę z połową wody.
- Witaj! Tak dla rozluźnienia atmosfery, chciałam się pośmiać bo wracam z wkurzającej misji. - powiedziałam z uśmiechem.
- Co tu robisz? Myślałam, że trenujesz. - dodałam po chwili.

Jiraiya - 29-12-2012 20:43:27

- Że CI sie chce te misje robić... Nieważne! Już skończyłem! Teraz nikt mi nie podskoczy! - Powiedziałem donośnie z zadowoleniem.

Mayumi - 29-12-2012 20:44:50

- Aż tak urosłeś w siłę? To co to musiał być za trening... - mówiłam zdziwiona, lecz po chwili się uśmiechnęłam. - To może pokażesz mi jak urosłeś w siłę, co? Mały sparing? - zapytałam z podstępnym uśmiechem.

Jiraiya - 29-12-2012 20:46:41

- Znowu mam się z Tobą bić? No dobra, chodźmy! - Powiedziałem z grymasem przeciągając się.

Jiraiya - 30-12-2012 02:17:04

Wchodzę do pokoju, zamykam drzwi i kładę się spac.

Jiraiya - 05-01-2013 21:48:12

Budzę się, wstaję i się rozciągam.

* Chyba spałem z tydzień ... Te treningi z Naruto i zaraz po tem używanie Senjutsu mnie wykończyło, ale teraz już odpocząłem! *

Wziąłem swój plecak, wyszedłem z pokoju i zamknąłem drzwi na klucz.

Mayumi - 23-03-2014 22:06:49

Weszłam razem z Chifuyu do przydzielonego jej pokoju. Dawniej sypiał tutaj Jiraiya, ale dlaczego to nie potrafiłam stwierdzić. Możliwe, że nie miał innego mieszkania, a może chciał być bliżej mnie? Z pewnością. Zastanawiałam się gdzie teraz jest. Zapewne na kolejnym treningu nad tym dziwnym trybem Senjutsu. Dobrze byłoby z nim znów zawalczyć, sprawdzić się. Pokój ten był identyczny co mój. Krótki korytarz z trzema wejściami. Pierwsze to sypialnia z łóżkiem, szafą i stolikiem nocnym. Drugie to łazienka z toaletą, umywalką, lusterkiem i prysznicem. Trzecie to kuchnia z małym stołem z dwoma krzesłami, blatem, lodówką i kuchenką oraz zlewem. Całkiem porządne wyposażenie jak na mieszkanie "służbowe". Rozłożyłyśmy nasze zakupy na stole i rozsiadłam się na jednym z krzeseł, Chifuyu usiadła na drugim. Na stole leżało pełno jedzenia. Cztery razy ramen, w tym dwa razy Miso Ramen, takoyaki, teriyaki, smażona wołowina z makaronem i wiele, wiele innych pyszności oraz Sake. Moja towarzyszka kupiła sobie jeszcze trochę słodkich dango. Wyciągnęłam dwa kieliszki na wódkę ryżową i zaczęłam nalewać do jednego, lecz gdy chciałam do drugiego, to dziewczyna zatrzymała mnie.
- Nie piję. - powiedziała krótko, a ja spojrzałam się dziwnie. Wydawała się być pełnoletnia, chociaż może to jej moralne postanowienie.
- Jednego za Twoje dołączenie do Oininów, no i sama pić nie będę. - powiedziałam i chciałam zacząć nalewać, lecz znów przerwała mi.
- Nie rób sobie ze mnie wymówek, by pić. Toast wzniosę sokiem. - słysząc te słowa roześmiałam się. Po części miała rację, miałam ochotę wreszcie się napić i odpocząć od tego wszystkiego. Nalała sobie pomarańczowego soku do szklanki i wzniosłyśmy toast za jej zdrowie i dołączenie do Oininów.
- Opowiadaj o sobie. Ja może też o sobie opowiem później. - powiedziałam, a Chifuyu westchnęła ciężko, po czym odchrząknęła i spojrzała mi prosto w oczy.
- Ta opowieść ma pozostać między nami, dowiesz się za chwilę dlaczego. Nie wolno Ci ani słowem wspomnieć komuś innemu. Przygotuj się, będzie długa. - powiedziała i po chwili zaczęła opowiadać historię swojego życia. Ja przez ten czas piłam i jadłam przekąski wsłuchując się. Szczerze powiedziawszy sporo Sake ubyło w trakcie jej mówienia. Gdy skończyła, a było to z trzydzieści minut później, byłam już rozluźniona alkoholem. Sama historia porządnie we mnie uderzyła. Okazało się, że również jest z Kiri-Gakure, a jej prawdziwe imię i nazwisko to nie Chifuyu Chiise, a Tomoko Yakomi. Jej ojciec wykorzystał ją do swojej organizacji, gdzie przeprowadzali na niej dziwne badania. W dodatku cały czas trenowała tam swoje Kekkei Genkai. Później została wysłana jako szpieg do Konohy, lecz nie jako ten z Kraju Wody, a z organizacji co spowodowało, że władze Konohy po złapaniu jej postanowiły wymazać jej pamięć zamiast zabijać ją - jak to się robi ze szpiegami. Nadali jej nową osobowość. Chifuyu Chiise - dziewczyna, której rodzina została wymordowana, a ta zabrana do szpitala, by przyuczyła się zawodu. Swoją pracą w tej placówce opłacała pokój i zostawało jej na jedzenie oraz drobne inne wydatki. Z czasem jednak wróciła jej pamięć i postanowiła zostać Kunoichi, lecz wtedy mogła być zagrożeniem dla Kraju Ognia, więc dali jej ultimatum. Albo dołączy do Oininów lub ANBU, albo musi zostać zabita. Nie rozumiałam dlaczego taką decyzję podjęli, lecz mogło być to związane z jej przydatnymi umiejętnościami i talentem. Najmocniej uderzyła we mnie ostatnia część, gdzie powiedziała, że woli swoją fałszywą osobowość niż dawną, gdyż własny ojciec wykorzystał ją i eksperymentował na niej, a matka pozostała całkowicie bierna. Nienawidziła tego.
- Cholera... Nie wiem nawet jak to skomentować. Współczucie tutaj niczego nie da. Rzeczywiście wolisz tą osobowość? - zapytałam, a ta wzięła kilka głębokich łyków soku i dwie kulki słodkiego dango.
- Tak. Tomoko Yakomi była słaba oraz dręczona, zaś Chifuyu rośnie w siłę i pomimo ran kroczy dalej. - powiedziała i w spokoju zaczęłyśmy jeść ramen. Ja zjadłam od razu dwie swoje porcje, ona zaś jedną.
- Dlaczego nie dali Ci tej pieczęci na język co blokuje wydanie ważnych informacji? W ten sposób nie musieliby się martwić, że zdradzisz coś ważnego. - zapytałam lekko zaciekawiona tym. Przecież to było prostszą opcją.
- Ta pieczęć, z tego co wyczytałam, była nakładana jedynie na członków specjalnego oddziału ANBU w Konosze, w dodatku nałożenie jej na zwykłą geninkę byłoby zbyt podejrzane. Może to dlatego chcieli bym dołączyła do organizacji? Byłabym niczym przydatne narzędzie, ciche i skuteczne. - po tych słowach znów napiłam się i już lekko zachwianym ruchem pokazałam na swoje przedramię.
- A to? Te ostrza? Używasz krwi, nie? Widziałam raz dziewczynkę co strzelała nią, a Ty tworzysz ostrza. - zapytałam, a ta dokończyła swoje słodycze.
- To Kekkei Genkai o nazwie Gałąź Grzechu. Ta dziewczynka miała odmianę o nazwie "Dzięcioł", ja mam odmianę "Kruk" i właśnie pozwala mi na tworzenie i manipulowanie ostrzami. - Chifuyu stała się znacznie bardziej rozmowna niż wcześniej. Teraz zdradzała mi wiele rzeczy. Pomimo, że zjadłam tyle, to nadal byłam głodna, spojrzałam na ramen, które zostawiła dziewczyna.
- Możesz je zjeść, ja jestem pełna. - powiedziała swoim chłodnym głosem, który pozostawał zawsze niezmienny. Alkohol robił swoje i ucieszyłam się z tego podarunku do tego stopnia, że przytuliłam ją do siebie.
- Jesteś pijana... - rzuciła znów z powagą, a ja zaśmiałam się.
- Od razu pijana... wesoła! - znów ją przytuliłam i zaczęłam jeść ramen. Rozmawiałyśmy jeszcze długo, aż w końcu skończyłam całe Sake i mój stan był... ciężki.
- Mmmmoja h-historia jest troszeczkę inna... - słowa już szły niesamowicie gładko, a ich gracja dawno upadła. - Żyłam w biednej rodzinie iiii od zaw-zawsze marzyłam o... o... tym... o zostaniu Kunoichi! W wieku sześciu... albo siedmiu... sześciu! lat poszłam do akademii ninja, lecz tego samego dnia moja matka została napadnięta i zabita. Postanowiłam sobie, że zostanę tą... silną i w ogóle, by bronić bliskich, ale później mój ojciec zachorował na nieuleczalną chorobę. Porzuciłam bycie ninja i zaczęłam normalnie pracować, by utrzymać dom i mieć na leki. Później mój tatuś zmarł, a ja powróciłam do bycia Kunoichi i trenowałam sporoooo! z tym... Akirą! przyjacielem z dzieciństwa. Zawsze kochałam miecze... - i w ten niezgrabny sposób kontynuowałam opowieść, aż ją ukończyłam. Wtedy rozmawiałyśmy jeszcze trochę o Siedmiu Mistrzach Miecza, o Oininach, Kiri-Gakure, Konoha-Gakure i innych sprawach. W końcu usnęłam na stole.

Chifuyu - 23-03-2014 22:22:01

Po ułożeniu pijanej Mayumi do jej pokoju wróciłam do siebie. Szybko sprzątnęłam puste opakowania po jedzeniu z kuchni i pozmywałam naczynia pomimo tego, że była czwarta w nocy. Dziwiło mnie jak wiele potrafiła zjeść. Trzy miski ramen, takoyaki, teriyaki, mięsne dango, wołowina z makaronem, grillowane warzywa i wiele innych rzeczy oraz dwie, spore butelki Sake. Jakby nie miała dna, albo nie jadła od długiego czasu. Po zmywaniu udałam się pod prysznic, a następnie do snu. Usnęłam błyskawicznie. Wyczerpujący dzień i siedzenie do późnych godzin zrobiło swoje.
Obudziłam się o godzinie jedenastej, a zwykle wstawałam o siódmej. W pośpiechu ubrałam się, umyłam i przekąsiłam coś co pozostało po wczoraj. Udałam się do Haruki'ego, który powiedział, że szkolenie odbywa się dopiero o trzynastej dlatego mam czas. Inaczej, by mnie budzili. Wzięłam zatem cały mój ekwipunek i zamknęłam swój pokój wychodząc z niego. Czas na szkolenie.

Chifuyu - 29-04-2014 19:10:27

Gdy dotarłam do mieszkania było już wczesne południe. Nie miałam siły chodzić, w dodatku ból zniechęcał do wysiłku. Jak tylko weszłam to skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam długi, dokładny prysznic podczas, którego przyglądnęłam się dokładnie Przeklętej Pieczęci, którą nałożyli mi. Co miałam teraz myśleć o Konosze? Co o Kiri? Wszędzie byli tacy sami ludzie, ale taki jest świat. Chociaż o tyle dobrze, że tutaj mam wybór. Mogę używać tej mocy co doprowadzi do popadania w obłęd, lub zwyczajnie nosić ją jak tatuaż. Po tym ubrałam się i położyłam spać.
Obudziłam się następnego dnia o siódmej rano. Przespałam dziewiętnaście godzin dlatego moje ciało zdążyło dojść do siebie. Od razu umyłam się, ubrałam, zebrałam swój ekwipunek i wyszłam z mieszkania.

Chifuyu - 07-03-2019 00:29:27

[html]<align="justify">Co się ze mną działo? Nie byłam w stanie stwierdzić czy żyłam, czy nie. Stan, w którym się znajdowałam wydawał się wymuszonym snem, który trwał i trwał. Mogłam mu się poddać i nic więcej. Nie dało się z nim walczyć. Moje ciało było ciężkie, jakbym miała szkielet ze stali, a nie kości. Nie mogłam się poruszyć, a kolejne obrazy pojawiały się w głowie. Wiele z nich nie miało sensu, ale niektóre się powtarzały. Zakrwawiony śnieg, człowiek w masce ANBU, lodowy sopel. Oprócz tego pojawiały się uczucia, dziwne, jakby moje, ale nie rozumiałam skąd pochodziły. Beznadzieja, frustracja, strach, obłęd. Trwało to długo, a przynajmniej tak mi się wydawało. Z tego świata chaotycznych obrazów, dźwięków i uczuć nie było wyjścia, jednak coś zaczęło mnie wyciągać. Czułam się jak głaz, który spoczywał na dnie jeziora. Powoli wynurzałam się zatopiona we własnej świadomości albo podświadomości. Coś mnie cuciło, ożywiało, odbierało kilogramy memu ciału. W końcu moje oczy zaczęły się powoli otwierać. Wszystko było zamazane, jakbym patrzyła przez brudną szybę. Gdziekolwiek byłam, to panował tutaj półmrok. Zdecydowanie ciemniejsza sylwetka stała zaraz obok mnie. Na twarzy miała maskę i coś robiła z moją lewą ręką. Obraz zaczynał się wyostrzać. ANBU. Nienawidziłam ich, chociaż byli jedynie pionkami Konohy. Teraz byłam podobna, w końcu przynależałam do Oininów. Stałam się narzędziem takim, jak oni, a jednak żywiłam wobec nich urazę. Powoli docierało do mnie gdzie się znajdowałam i co się wydarzyło. Nie korzystałam zbyt często z pokoju w siedzibie Oininów, ale potrafiłam go poznać. Dlaczego tutaj byłam? Ostatnią rzeczą jaką pamiętałam, było starcie z użytkownikiem Hyotonu. Przeklęta Pieczęć przejęła nade mną kontrolę i było to paskudne uczucie. Brak kontroli nad własnym ciałem to jedno, ale brak kontroli nad słowami, myślami, uczuciami i minami, to drugie. Teraz rozumiałam dlaczego pieczęć była nazywana "przeklętą". Ta moc zdawała się być pozbawiona logiki. Wykraczała poza rozsądek. Nie potrafiłam jej opanować i nie interesowało mnie opanowanie jej. Ja nie chciałam z niej korzystać. Może i drzemał w niej potencjał, może dzięki niej pokonałam mężczyznę od lodu, ale za jaką cenę? Upokorzenie jakie czułam sama sobą było wystarczające, abym brzydziła się swym znakiem na piersi. Nie chciałam oglądać takiej Chifuyu, jaką wtedy byłam, a mogłam jedynie oglądać.
- Specyfik zaczął działać? Otrzeźwiałaś? - odezwał się młody głos rozbity poprzez maskę. ANBU, który stał nade mną wyglądał na niewysokiego młodzieńca, chociaż ciężko było określić cokolwiek więcej przez ten strój. Czy otrzeźwiałam? Rozumem byłam już całkiem sprawna, ale ciało pozostawało niezmiernie odrętwiałe. Nie miałam zamiaru odpowiadać, ale spróbowałam unieść dłoń. Ręka podniosła się, a gdy zacisnęłam pięść, to poczułam mrowienie. Moje ciało było zastane, ale właściwie nic mnie nie bolało. Nie tak pamiętałam swoje ostatnie chwile pośród śniegu.
- Poruszasz ręką, więc ustami tym bardziej będziesz w stanie. Nie zmuszaj mnie, abym podał Ci drugą dawkę. Druga zawsze rozwiązuje język, a także zasila mięśnie do bezsensownego działania. - zdecydowanie za maską ANBU skrywała się młoda twarz, może nawet kogoś w moim wieku lub młodszym. Cokolwiek mi podał, to miało postawić mnie na nogi, wrócić do trzeźwości. To ten specyfik wyrwał mnie z tej głębiny chaotycznych doznań.
- Znam ten środek. Podaje się go umierającym, by wykrzesać z nich ostatnie iskry życia. - nie byłam pewna czy to z pewnością to. Na żywych potrafił działać jak trucizna. Serce przyśpieszało, mięśnie dostawały za dużo tlenu, temperatura ciała się podnosiła do tego stopnia, że człowiek gotował się żywcem, aż padał z pianą w ustach z uszkodzonym, wręcz ugotowanym mózgiem.
- Pamiętasz co się stało? Niemalże zginęłaś na misji rangi B, ale uratowaliśmy Cię. - westchnęłam, opuszczając zaciśniętą rękę. Mrowienie narastało w całym ciele, ale odrętwienie ustępowało. Znów byłam zmuszona do słuchania tych zmanipulowanych słów od ANBU i znów niewiele mogłam z tym zrobić.
- Kłamiesz. Przyglądaliście się jak pozbawiona szans próbuję walczyć o życie. Daliście mi zginąć, daliście mi popaść w działanie Przeklętej Pieczęci. - nie pomogli mi, a przecież mogli. Musieli widzieć, że jestem na przegranej pozycji, ale nie reagowali. Sprawdzali mnie tak, jak zawsze. W końcu gdybym umarła, to przestałabym być problemem. Hokage był zajęty swoimi sprawami, a starszyzna swoimi. Ja byłam jedną z tych spraw starszyzny.
- Nadal Cię obserwujemy, chociaż teraz już mniej, niż kiedyś. To Ty miałaś wykonać misję rangi B, a nie My. I to Ty ją wykonałaś. Gdybyśmy dali Ci zginąć, to teraz nie rozmawialibyśmy ze sobą. A jednak prowadzimy rozmowę. Żyjesz i to dzięki nam. - młodzieniec odsunął się od łóżka, stanął znów w rogu pokoju, przy zasłoniętym oknie. Domyślałam się, że tutaj odbyłam całe leczenie i kurację, by nie budzić pytań w szpitalu. Musiałam być z dala od niepożądanych oczu. Byłam niewygodna, ale użyteczna i dlatego nie mogli mnie zostawić, abym zginęła.
- Żyję dzięki sobie. Mogłam zginąć w każdej sekundzie tamtej walki. Gdyby tylko nie lekceważył mnie, to byłabym martwa. - dyskusja z członkiem ANBU była bezsensowna, ale co mi pozostało? Jednak młodzieniec pokiwał głową na boki, jakby się nie zgadzał albo był niezadowolony.
- Nie, nie, nie. Mylisz się, droga Chifuyu. Żyjesz dzięki Przeklętej Pieczęci i nam. Właściwie to wyłącznie dzięki nam. Ta moc, która została Ci dana bez Twojej zgody... ta moc, która działa bez Twojej zgody. Gdyby nie ona, to byłabyś martwa. Możesz jej nienawidzić, ale fakty są jasne - uratowała Cię. - rzeczywiście rozmowa z marionetką wioski była bezcelowa. Nie zamierzałam dalej tracić śliny na tego młodzieńca. Zamilkłam, pozwalając mu poczuć, że zwyciężył tę dyskusję, że jego argumenty zwyciężyły. Były bzdurą. Od samego początku byłam skazana na porażkę czy to z Przeklętą Pieczęcią, czy bez niej. Bez niej zginęłabym jak wielu ninja - zwyczajnie w walce, przytłoczona siłą przeciwnika. Z nią zginęłabym inaczej - wyniszczona nią i ranami. Te ogromne ilości krwi nie pochodziły z niczego. To moje ciało produkowało tyle posoki, było zmuszone do tak gigantycznego obciążenia i płaciło za to cenę. W połączeniu z wieloma obrażeniami było to wyrokiem śmierci. A ANBU po tym wszystkim bohatersko mnie "uratowało", chociaż mogło zapobiec całej tej sytuacji. Nie musiałam tam spoglądać śmierci w oczy, ale oni chcieli mnie sprawdzić tak, jak zawsze.
- Rozumiesz pewnie, że masz teraz niemały dług u ANBU? Możesz nas nienawidzić, ale żaden ninja z Konohy nie może poszczycić się swoistym stróżem ze strony ANBU, oprócz Ciebie. Gdybyśmy Cię nie obserwowali, to byś tam zginęła tak, jak zwyczajny, za słaby shinobi. Zbyt słaby, aby wykonać zadanie. Żyjesz i musisz się odwdzięczyć. - nie wierzyłam w to co słyszę. Przechodziłam przez to piekło przez nich, a teraz wymagali jeszcze ode mnie odpłaty? I tak byłam Oininem na ich życzenie, i tak byłam medykiem na ich życzenie, i tak byłam Chifuyu Chiise, a nie Tomoko Yakomi. Na ich życzenie. - Słyszałem, że jesteś mało rozmowna, więc przejdę do konkretów. Może Ci się wydawać, że nie znamy Twoich talentów, których jeszcze nie pokazałaś, ale tu się mylisz, droga Chifuyu. Byłaś dyskretna, czytałaś wiele ksiąg i ukrywałaś te, w których była wzmianka odnośnie najważniejszej zasady Iryojutsu. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że jesteś tak utalentowanym medykiem. Zakaz ten był przyszłościowy, a jednak znalazła się osoba, która mogłaby go złamać. Surowo zabronione jest tworzenie nowych komórek za pomocą Iryojutsu. Nawet Tsunade zakazała korzystania ze swoich najwspanialszych technik i zezwalała tylko wybranym. Kim jesteś, aby łamać taki zakaz? - wiedziałam, że mnie obserwują, ale byłam przekonana, że nie zrozumieją istoty moich badań. Czytałam wiele ksiąg i studiowałam wiele zwojów na różne tematy. Medycyna była jednym z wielu. Uważałam, że nie będą sprawdzać tego, co czytam, ale jednak myliłam się. Musieli czytać to samo, sprawdzać co za wiedzę z tego wyciągałam. Musieli też dostrzec moje dyskretne testy na rannych. Niby tworzyłam tylko milimetr nowej tkanki, aby tylko testować swoją technikę, a jednak i to dostrzegli. Przyglądali mi się uważniej, niż myślałam.
- Nie mów do mnie tak, jakbyś mnie znał. Czego chcecie? - nie zamierzałam wchodzić z nim w dyskusję. Skoro wspominali o tej technice, to znaczy, że zamierzali z niej skorzystać, by mieć na mnie haka. Dobrze wiedziałam, że nie wolno tworzyć nowych tkanek. Tsunade była najbliżej tego, poprzez podział istniejących tkanek, a i tak zakazała tej techniki, gdyż zbliżona była do nieśmiertelności. Ale nie tylko Tsunade przewidziała, że gdyby powstała technika Iryojutsu zdolna do tworzenia nowych tkanek, to byłoby to niezmiernie potężne narzędzie zdolne do osiągnięcia nie tylko niemalże nieśmiertelności, ale okrutnych wynaturzeń. Przeciążenie organizmu własną biomasą to prawdopodobnie najbardziej brutalny sposób, by kogoś zabić.
- Denerwuje Cię, gdy nazywam cię "drogą Chifuyu"? Droga Chifuyu, w szeregach ANBU znajduje się młody chłopak, który stracił władzę w jednej ręce. Jego nerwy są spalone, zniszczone do tego stopnia, że normalna medycyna nie jest w stanie mu pomóc. Rozumiesz czego od Ciebie oczekujemy, prawda? - drażnił się ze mną, ale wybrał niewłaściwą osobę do grania na nerwach. Byłam spokojna, niewzruszona. Potrafiłam zachować zimną krew.
- Przypominacie mi o zasadzie, aby poprosić mnie, bym ją złamała? - wychodzili na idiotów, ale nie spodziewałam się, że rzeczywiście będą chcieli wykorzystać moją technikę. Oczekiwałam raczej na informację, że przede mną kolejne pranie mózgu, chociaż aktualny Hokage był z pewnością przeciwny takim pomysłom. Był inny, chociaż Aki również był inny. Niestety Hokage to nie wszystko, bo pozostawała jeszcze starszyzna, która była bardziej zależna od Daimyo. A legendarni Daimyo słynęli ze swej zachłanności.
- Nie prosimy. To rozkaz. Jesteś w pełni sprawna. Trzymaliśmy Cię w śpiączce tak długo, aż w pełni wyzdrowiałaś. Minęło trochę czasu od Twojej walki z tamtym użytkownikiem Hyotonu. Pojutrze masz zjawić się w tym pokoju. To tutaj, z dala od spojrzeń, wykonasz zabieg i przywrócisz sprawność w ręce temu młodemu chłopakowi. Skorzystasz z tej techniki ten jeden raz. Jeżeli ujrzymy, że korzystasz z niej więcej, to pożałujesz. Wiesz czego możesz się spodziewać za łamanie tej zasady. Jeżeli zaś zaszkodzisz temu chłopakowi... zginiesz. Proste, prawda? A teraz odpoczywaj. Będę miał na Ciebie oko. - po tych słowach znikł w obłoku dymu. To zabawne, że prawili mi morały na temat zakazu, a później kazali go złamać, by następnie nie łamać go nigdy więcej, bo inaczej... właśnie, albo mnie zabiją, albo wyczyszczą pamięć tym razem skuteczniej, niż niegdyś. Nie chciałam tego przyznawać, ale byłam w potrzasku. Obserwowali mnie z niesamowitą dokładnością, więc nie mogłam zrobić nic innego, jak posłuchać się. Przynajmniej teraz.
Mrowienie nie ustawało, a nawet nasiliło się, gdy zsunęłam nogi z łóżka. Byłam ubrana w luźną, szpitalną szatę, a na moim ciele przybyło tylko kilka blizn. Nie miałam nawet bandaży na sobie, ani nic mnie nie bolało. Albo naprawdę długo byłam w tej śpiączce, albo naprawdę postarali się z leczeniem mnie. Stawiałam na to drugie. W pokoju miałam trochę jedzenia i wodę, zatem nie musiałam od razu martwić się o podstawowe funkcje życiowe. Zaspokoiłam głód i pragnienie, a następnie rozpoczęłam powolną serię ćwiczeń, które miały przywrócić moje ciało do względnej sprawności. Musiałam też poćwiczyć kontrolę chakry, jeżeli chciałam przeprowadzić tamten zabieg bezbłędnie. Błąd mógł kosztować mnie życie. ANBU nie zdawali sobie jednak sprawy z tego, że technika, o której była mowa, jest prawdopodobnie najbardziej chakrożernym Iryojutsu lub nawet Jutsu. Tworzenie nowych tkanek na bazie starych zużywało gigantyczne ilości chakry. Z moimi aktualnymi pokładami chakry byłabym w stanie odtworzyć może dłoń, gdybym skorzystała z całej. Jak chcieli to rozwiązać? Jak miałam się przygotować do tego zabiegu, jak nawet nie widziałam tej ręki, którą miałam zrekonstruować? Nie ułatwiali mi pracy, ale nie liczyłam na to. Właściwie dali mi możliwość przetestowania siły tej techniki na żywym osobniku. Mogłam przekonać się czy moje badania są właściwe, czy naprawdę opracowałam technikę, która przewyższyła wszystkie inne Iryojutsu.</align>[/html]

Mito Namikaze - 02-09-2019 19:50:56

Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu...
-Tak jak mówiłem siedź cicho, no chyba, że pozwolę Ci mówić.
-Spokojnie nie musisz powtarzać dwa razy...
Wchodzimy do pokoju, moim oczom ukazuje się młoda, zgrabna dziewczyna o ciemno szarych włosach, w pokoju jest dość ciemno więc więcej szczegółów nie dojrzałem. Ubrana była w szpitalną szatę wyglądała bardziej na pacjenta niż lekarza.
-Tak jak się umawialiśmy...jesteśmy. - mówi spokojnym głosem w stronę dziewczyny

Chifuyu - 03-09-2019 02:53:52

[html]<align=justify>Nie znałam godziny, w której miał się pojawić tamten młodzieniec z ANBU wraz z "pacjentem". Równie dobrze mogłabym go nazywać "obiektem eksperymentalnym". Chociaż opracowałam swoją technikę Iryojutsu, to nigdy nie próbowałam jej zastosować na człowieku. Nic na taką skalę. Istniało pewne ryzyko, że jutsu może zawieść albo mieć w sobie błąd, który doprowadzi do śmierci. Przeciążenie biologiczne było mało prawdopodobne, o ile zachowam skupienie, aczkolwiek nie wiedziałam dokładnie jak się zachowają żyły i tętnice, które będę tworzyć w trakcie, a do których krew będzie wciąż dopływać, by nowa tkanka nie zaczęła obumierać od samego początku. Chociaż to kosztowniejsza opcja, to nie mogłam zablokować dopływu krwi do ramienia na czas zabiegu. Nie wiedziałam też ile on będzie trwał. W grę wchodził też problem z chakrą. Byłam zupełnie świadoma, że nie starczy mi jej na cały zabieg, ani nawet połowę. Mogłam nieco poprawić sytuację poprzez pigułkę żywnościową, ale to tyle. Druga by mnie zabiła.
Domyślałam się, że pojawią się wcześnie, nawet bardzo. Wstałam zatem równo ze wschodem słońca. Umyłam się, zjadłam, przygotowałam swoje przyrządy medyczne, które posiadałam w pokoju i rozglądnęłam za czymś, co posłuży jako stół operacyjny. Właściwie pacjent nie musiał nawet leżeć, więc stół i krzesło obok wystarczy. Szkoda, że po wszystkim moje mieszkanie będzie wyglądać jak rzeźnia. Na swoje zwyczajne ubrania założyłam szpitalną szatę, by zachować względną schludność. I niedługo po tym usłyszałam pukanie gościa, który nie czekał na pozwolenie. Sygnalizował mi tylko, że nastał czas i wchodzi do środka. Stanęłam w korytarzu, przyglądając się, oczywiście, zamaskowanemu młodzieńcowi z ANBU, którego już znałam oraz... drugiemu młodzieńcowi, który też był z ANBU wedle tego, co mówił jego "kolega". Dziwne, że nie kazali mu założyć maski. W ten sposób zapamiętam jego twarz, będę wiedziała, że to on i, co najistotniejsze, jest kimś cennym dla wioski skoro robią dla niego tak wiele. Byłam pewna, że każdy inny ninja z ANBU, który stracił władanie nad ręką, został wyrzucony lub po prostu zapomniany - odesłany do mniej istotnych spraw, które miały go zbywać. Teraz jednak ryzykowali, wykorzystując moją eksperymentalną technikę, która miała złamać wyjątkowo istotną zasadę Iryojutsu. Nie wyglądał jakoś specjalnie. Młody, szczupły, całkiem dobrze zbudowany ninja. Jego włosy przykuwały uwagę, ale nic więcej. Musiał potrafić albo wiedzieć coś, czego wioska nie mogła stracić. Nie odezwałam się, a jedynie skierowałam się do kuchni, gdzie cały zabieg miał się odbyć. Wskazałam dłonią na krzesło, które stało obok stołu, na którym rozłożone były różne rzeczy - kilka skalpeli, nożyczki, bandaże, nić chirurgiczna, strzykawka i parę mniej istotnych szpargałów.
- Siadaj. - powiedziałam chłodno i skierowałam się do przygotowanej wcześniej miski z wodą i odkażaczem, aby było łatwiej. ANBU prychnął, podchodząc do mnie nieco bliżej, jakby chciał się lepiej przyglądnąć mojej twarzy.
- Chcesz po prostu wykonać zabieg przy stole w kuchni? - zapytał niezbyt zdziwiony, a bardziej jakby kwestionujący moją decyzję. Sam wybrał, że cała rekonstrukcja ręki będzie odbywała się tutaj, w siedzibie Oininów, w moim pokoju.
- Wolałabym na sali chirurgicznej, jednak nie posiadam jej we własnym pokoju, w którym wymagałeś dokonania zabiegu. - odparłam beznamiętnie, myjąc dokładnie ręce, aby były sterylne. W tym momencie do kuchni weszła jeszcze czwórka osób - ubranych w brązowe płaszcze, które ukrywały całą sylwetkę. Głębokie kaptury zasłaniały zaś głowy, a na twarzach mieli białe, zwyczajne maski - o ludzkich rysach, ale w barwie śniegu. Widać było tylko oczy, znajdujące się za przeźroczystymi szkiełkami. Nie przyglądałam się im, bo to nie miało sensu. Moją uwagę zwróciły jednak dwie torby, które przynieśli - skórzane, typowo lekarskie. Była też jedna walizka, a czwarta osoba niosła ze sobą kilka złożonych wielokrotnie materiałów, którymi otaczane "sale chirurgiczne" w szpitalach polowych. Zawiesili je w kuchni tak, że została niewielka przestrzeń, ale na tyle duża, bym swobodnie mogła robić swoje. Torby postawili na stole i otworzyli - zawierały one różne medykamenty, a także przyrządy i, chociażby, rękawiczki pośród innych rzeczy. Walizka zaś zawierała cały zestaw chirurgiczny naprawdę wysokiej jakości.
- Zadbałem o to, byś zabieg wykonała perfekcyjnie. - naprawdę myślał, że mogłabym zabić tego chłopaka i zrzucić winę na brak odpowiedniego sprzętu? To oczywiste, że nikt by mi nie uwierzył. Zostałabym zabita tak, jak mówił. Chociaż był tylko dzieciakiem za tą maską, to nie w jednostce tkwił problem, lecz w organizacji, do której należał. I chociaż działał mi na nerwy, to nie mogłam nic z nim zrobić.
- Nie zadbałeś o to, by wystarczyło mi chakry na całą rękę. - odparłam, zakładając rękawiczki. Żółtowłosy chłopak w tym momencie siedział już na swoim miejscu w oczekiwaniu na dalsze wydarzenia. Cała ta sytuacja mogła być dla niego stresująca, gdyż raczej oczywistym było, że nie jestem zadowolona z tego, co miałam zrobić, a tym bardziej nie żywię pozytywnych uczuć wobec organizacji, do której należy.
- Nie doceniasz mnie. Cała przybyła czwórka potrafi przekazywać chakrę. Posiadają jej sporo, a dodatkowo mogą zażyć pigułkę żywnościową. Wystarczyłoby, żebyś całego chłopaka zrekonstruowała. - nie podobał mi się jego cwaniacki ton. Skoro jednak rzeczywiście mieli przekazywać mi chakrę, to nie zamierzałam obciążać swojego organizmu tym specyfikiem. Byłam wystarczająco wyniszczona po Przeklętej Pieczęci, aby teraz nadwyrężać znów swoje ciało.
- W takim razie zaczynajmy. - powiedziałam, podchodząc do swojego pacjenta, wyciągnęłam z torby pigułkę ze skrzepniętą krwią, którą nasączyłam swoją medyczną chakrą, by poprawić jej działanie - Mayaku no Kyōka. Odłożyłam ją na razie na bok, bo była potrzebna dopiero później, gdy już zacznie się obfite krwawienie. - Połóż rękę na stole, prosto i równo. - chłopak nie miał co stawiać oporów, bo było to bezsensowne. Podłożyłam za jego łokciem lekarską poduszeczkę, by miał wsparcie, żeby nie poruszał ramieniem i złapałam za jego dłoń, by obrócić całą rękę wierzchem do dołu. Złożyłam jakby połowę pieczęci barana, wysyłając z końcówek palców drobny ładunek Raitonu. Normalnie powodowałby drganie lub mimowolne poruszanie palcami, zatem w ten sposób chciałam wykryć gdzie zaczyna się moment, w którym ma już czucie. Przesuwałam swoimi palcami od jego dłoni, po nadgarstku, przedramieniu, aż dopiero na łokciu zaczęło się coś dziać. Delikatne drganie. Sporadyczne. Znaczyło to, że cały zabieg musiał zacząć się nad łokciem, a to dodatkowo komplikowało sprawę, gdyż stworzenie z chakry tak skomplikowanego stawu wymagało ogromnego skupienia i większej ilości chakry.
- Teraz wyłączę Twoje receptory odbierające ból. Przy okazji całe ciało będzie niesamowicie mrowić. - powiedziałam do młodzieńca, by zachował spokój i był świadomy tego, co ma się wydarzyć. Pochyliłam się nad nim, sięgając dwoma palcami na kark, a następnie przesuwając je w dół - gdzieś niewiele wyżej nad łopatkami zatrzymałam się i wysłałam drobny ładunek elektryczny - Zenshin Masui. Technika banalna, a sprawiała, że jakiekolwiek narkozy i znieczulenia nie musiały być wykorzystywane. Poręczna, długotrwała, bez osłabiania serca lub ogłupiania układu nerwowego. Cóż, trochę był osłabiany poprzez "wyłączenie" go, ale lepszego sposobu nie było. Od tego momentu pacjent nie był w stanie czuć bólu. Z torby wyjęłam mały pędzelek zakręcony w drobnym kałamarzu z czarnym atramentem. Z jego pomocą zaznaczyłam na ramieniu chłopaka kreskę - niewiele ponad łokciem. Złapałam za dłoń zółtowłosego i naciągnęłam ją, by "naprężyła się", a nie była luźno oparta.
- Zaprzyj się. Nie rozluźniaj. To mi znacznie ułatwi. - powiedziałam, a następnie spojrzałam na ANBU, który wszystkiemu się uważnie przyglądał w milczeniu. - Podejdź i złap go za rękę tak, jak ja to robię teraz. Musisz ją przytrzymać. - zwróciłam się do niego, a on jakby z nutą zawahania kiwnął głową i zrobił to, co mu kazałam. Teraz musiałam przejść do części, która zdecydowanie była najbrutalniejsza. Myślałam, by skorzystać z Karasu, ale jednak zwyczajny miecz nie jest wystarczająco ostry, by zrobić tak czyste cięcie. Zresztą ja nie byłam też tak wprawna w posługiwaniu się tego typu bronią. Znacznie łatwiej było wykorzystać moje Kekkei Genkai, zatem chwyciłam za skalpel i nacięłam sobie prawe przedramię. Krew zamiast zacząć ściekać na podłogę, to chwilę unosiła się w powietrzu, wijąc się jak wąż, zanim utworzyła względnie proste, szkarłatne ostrze.
- Czy to konieczne? - zapytał ANBU, a ja spojrzałam na niego zażenowana. Zrozumiałam, że nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Pokiwałam głową i wydłużyłam ostrze, by było jeszcze cieńsze, jeszcze ostrzejsze, ale także jeszcze bardziej kruche. I tak korzystałam z odrobiny krwi, by jak najmniej poszarpać tkankę.
- Trzymaj równolegle ze stołem. - poinstruowałam ostatni raz zamaskowanego młodzieńca i spojrzałam na swojego pacjenta obojętnym wzrokiem. - Radzę nie patrzeć. - mruknęłam i nie czekając ani chwili dłużej wzięłam nieduży zamach i wykonałam cięcie. Cięcie, które należało do jednych z najbardziej perfekcyjnych, jakie wykonałam. Szpon był na tyle ostry, że bez najmniejszego problemu przeszedł przez kość, a istniało ryzyko, że może na niej pęknąć, gdyby kąt był zły. ANBU aż się zachwiał, gdy jeden koniec ręki przestał ciągnąć. Spojrzałam na niego przez ramię, widząc nawet w tym stroju i z maską, jak bardzo niekomfortowo się czuje trzymając amputowaną kończynę.
- Co mam z tym zrobić? - zapytał głosem, który zdradzał jego emocje. Pierwszy raz czułam, jak stracił pewność siebie. Nie odpowiedziałam mu, kiwnęłam ramionami i nie patrzyłam co dzieje się dalej z ręką żółtowłosego. Oczywiście kikut zaczął natychmiast krwawić tak obficie, że chłopak wykrwawiłby się w przeciągu kilkunastu minut. Albo kilku - w zależności od jego stresu. Wepchnęłam mu do ust trochę na siłę pigułkę ze skrzepniętą krwią, która powinna starczyć na jakieś pół godziny. Wtedy powinnam podać mu drugą. Ostrze z mojego ramienia znikło. Przyłożyłam do rany dłoń, a ona natychmiast się zasklepiła bez śladu. Teraz nastał moment kulminacyjny - nadszedł czas, w którym musiałam skorzystać z techniki, za którą mogłabym zostać stracona lub wtrącona do więzienia. Ka Fuka - tak ją nazwałam i była szczytem możliwości Iryojutsu. Do tej pory na świecie nie istniało nic, co przewyższałoby techniki Tsunade, ale to jutsu biło je na głowę. Przekraczało barierę, której nie wolno było przekraczać. Technika ta wymagała jednak perfekcyjnej, bezbłędnej znajomości organizmu. Najdrobniejszy błąd sprawiał, że pacjent mógł umrzeć. To nie ciało się regenerowało wedle własnego schematu, a to ja tworzyłam ciało sama i podłączałam je do reszty. To ode mnie zależało jak wyglądać będzie staw, skóra, kości czy nawet takie rzeczy, jak długość palców. Dlatego teraz, chociaż chłopak krwawił, to ja dokładnie przyglądałam się jego lewej ręce - tej sprawnej. Złapałam ją i dokładnie rękami zbadałam. Było to właściwie bezsensowne, bo jego budowa ciała była taka sama, jak każdego innego człowieka, ale wolałam się upewnić. Wzięłam głęboki wdech, zawiązałam trzynaście pieczęci i przyłożyłam ręce do kikuta.
- Kiedy kiwnę głową, to zaczniecie mi przesyłać chakrę. - miałam zamiar zostawić sobie przynajmniej połowę własnej rezerwy, by nie odczuwać skutków jej ubytku i być gotową w razie czego. W końcu nikt nie był w stanie mnie zapewnić, że młodzieniec z ANBU nie postanowi mnie zabić, gdy wykonam swoje zadanie. Chociaż... w tym momencie sama okazywałam się jeszcze cenniejsza, niż żółtowłosy. Posiadałam technikę zdolną uratować każdego od śmierci innej, niż naturalnej lub poprzez zapieczętowanie. Gdybym rozwinęła swoją wiedzę, osiągnęła monstrualne pokłady chakry, to nawet mogłabym i tą naturalną odciągać do pewnego stopnia.
Światło z moich rąk było naturalnie zielone - medyczna chakra, ale nie do końca. W przeciągu sekundy zaczęło bardziej być niebieskie, niż zielone, tworząc odcień morski - gdzieś pomiędzy tymi dwoma barwami. Było to specyficzne dla tego jutsu - kreacja podchodziła pod ninjutsu, a regeneracja pod iryojutsu. Jedno miało chakrę niebieską, drugie zieloną, zatem w połączeniu tworzyły mieszankę. Z początku wykorzystałam nieco za dużo chakry. Regeneracja była za szybka, a ja czułąm, że nie nadążam za nią skupieniem. Szybko zwolniłam. Tkanki tworzyły się na moich oczach. Widziałam jak rośnie kość, później narastają na nią mięśnie, ścięgna, a na końcu skóra - znacznie jaśniejsza niż reszta, bo nowa, nieopalona, niezahartowana. Ustaliłam sobie jednolite tempo i kontynuowałam zabieg bez przerwy. Nie chciałam robić przerw - łatwiej było skupić się za jednym razem i po kolei odtwarzać ciało chłopaka. To zmniejszało też utratę krwi. Łokieć był wyjątkowo trudny do zrekonstruowania, ale nic niemożliwego. Minęło piętnaście minut, a kończyłam już go tworzyć. Wtedy to kiwnęłam głową, czując jak zbliżam się do połowy swojej chakry. Ktoś z zamaskowanych dziwaków przyłożył mi ręce do pleców i czułam, jak przepływa przeze mnie chakra. Całe szczęście była ona jakby wtłaczana w moje rezerwy, a nie zwyczajnie przekazywana mi. W ten sposób kontrolowałam ją znacznie lepiej. Po pół godziny od rozpoczęcia zabiegu, łokieć był gotowy, a ja już rekonstruowałam przedramię. Wtedy to podałam chłopakowi drugą pigułkę ze skrzepniętą krwią, która tak jak poprzednia, została wzmocniona za pomocą chakry. Wróciłam do zabiegu, zmieniając osobę, która mnie zasila. Tamta natychmiast wzięła pigułkę żywnościową, a ja kontynuowałam swoją pracę. Ostatecznie cały zabieg trwał prawie półtorej godziny. Nie wiedziałam czy to dobry, czy zły czas. Technika nie nadawała się na używanie jej centralnie na polu bitwy, gdy stracisz rękę, ale w takich momentach, gdy mogłam leczyć na spokojnie, była idealna. Cała czwórka osób, które przekazywały mi chakrę, chociaż była po pigułkach żywnościowych, to słaniała się na nogach. Prawdopodobnie wykorzystałam ich chakrę niemalże do ostatniej kropli. Ja sama nie czułam się najlepiej, chociaż miałam niewiele mniej, niż połowę własnej chakry. Tak długa kontrola jej, tak długie skupienie sprawiło, że czułam się, jakbym cały dzień miała katorżniczy trening. W każdej chwili teraz zdolna byłabym zamknąć oczy i zasnąć. Nie spodziewałam się, że nadgarstek będzie tak trudny. Jego rekonstrukcja zajęła mi prawie czterdzieści pięć minut, chociaż jest on tak niewielki w porównaniu do reszty ramienia. Wiedziałam, że osiem kości sprawi trudność, ale nie aż taką.
- Koniec. Na razie jesteś pod znieczuleniem, więc nie poczujesz ręki, ale gdybyś się skupił, to powinieneś móc nią poruszyć. - powiedziałam beznamiętnie, zdejmując z rąk rękawiczki i z siebie szatę szpitalną. - Posprzątajcie tu. Ja sobie nie poradzę z taką rzeźnią. - powiedziałam, siadając na krześle w rogu kuchni. Byłam naprawdę wyczerpana, ale chciałam się upewnić, że będę miała spokój, zanim zasnę.
- Spróbuj nią poruszyć. - powiedział zamaskowany ANBU do żółtowłosego. Brzmiało to jak rozkaz, ale sama byłam ciekawa czy udało mi się. Gigantycznym sukcesem dla mnie i dla całego świata medycznego było to, że rzeczywiście stworzyłam tak wiele tkanki ludzkiej od zera, za pomocą tylko chakry i "bazy" jaką było ciało. Z tej "bazy" i tak korzystałam tylko po to, by mieć punkt startowy, by ciało nieco samo kształtowało to, jak będzie wyglądać rekonstruowana tkanka. Ale nie do końca, bo to ja dokonywałam decyzji świadomie i to ja musiałam wiedzieć jak kroczyć tą cienką ścieżką. Teraz nawet nie byłam w stanie być z siebie dumna czy zadowolona. Interesowało mnie tylko czy mi się udało, a później zamierzałam się umyć i iść spać. Chociaż wstałam kilka godzin temu, to byłam bardziej senna, niż kiedykolwiek w swoim życiu.</align>[/html]

Mito Namikaze - 04-09-2019 17:00:05

Prócz mrowienia ciała nie poczułem nic podczas trwającej operacji, nie zmienia to faktu, że widoku swojej odciętej ręki nie zapomnę do końca życia. Dzięki rozwinięciu mojego KG doskonale wiedziałem o czym myśleli zarówno członek ANBU jak i Chifuyu.
Oczywiście na rozkaz ANBU spróbowałem poruszyć ręką - z powodzenie
-Jak nowa... - pomału zaczynam wykonywać bardziej śmiałe ruchy moją nową ręką. Odwracam się w kierunku dziewczyny 
-Świetna robota, jestem twoim dozgonnym dłużnikiem, gdybyś potrzebowała kiedykolwiek pomocy...- mówiąc to zbliżam się do Chifuyu i podaje jej jeden z moich oznaczonych pieczęcią  kunai
-Wystarczy, że przelejesz do niego odrobinę swojej chakry i zjawię się.
Po tych słowach czekam na reakcje dziewczyny oraz członka ANBU...

Chifuyu - 09-09-2019 23:18:13

[html]<align="justify">Podczas całego zabiegu żółtowłosy chłopak, którego imienia nie poznałam, był bardzo spokojny. Oczywiście zaskoczył go widok odciętej ręki tak samo, jak i jego kolegi z ANBU, aczkolwiek nie dziwiło mnie to. Takie rzeczy nie ruszały psychopatów albo medyków. Nie było inaczej. Ja, poniekąd, należałam do obu światów. Poniekąd. Tak czy inaczej, to wciąż nie wierzyłam, że nie miał maski na twarzy. Nawet jeżeli nie wiedziałam jak się nazywa, to mogłam go w jakiś sposób wytropić, gdybym tylko chciała, a wtedy poznałabym tożsamość członka ANBU, co jest rzeczą tajną. Miał szczęście, że nie miałam ku temu powodów. Wystarczająco problemów sprawiała mi ta organizacja już teraz i nie zamierzałam wpychać kija w mrowisko. Tak nieco na uboczu żyło się dosyć łatwo. Czasami aż za łatwo, gdybym tylko chciała.
Pacjent poruszył ręką, a z każdą chwilą korzystał z niej coraz bardziej, jak z własnej. Sukces. Poczułam nieco dumy, bo właśnie okazałam się prawdopodobnie najlepszym medykiem na świecie. Kosztem było złamanie jednego tabu, jednego zakazu, chociaż nie do końca oficjalnego i nie do końca obowiązującego wszystkie wioski. Niestety, akurat tą, w której się znajdowałam.
- Wolałabym przysługę od ANBU... - mruknęłam niechętnie, gdy chłopak zaczął coś wspominać o dozgonnym dłużnictwie. Rzeczywiście uratowałam mu poniekąd życie. Tak w przenośni. Był ANBU z niesprawną ręką, a to bez odpowiedniego szkolenia praktycznie uniemożliwiało wiązanie pieczęci, a z pewnością utrudniało walkę w zwarciu. Przekreślenie kariery w tej organizacji. Mogłam w pewien sposób chociaż zrozumieć jego radość. Nawet, jeżeli było to kosztem mojej "wolności", jako że cała operacja była rozkazem, ultimatum.
Cofnęłam się, gdy był blisko i zrobiłam jeszcze krok do tyłu, gdy wyciągnął kunai. Instynktownie zachowałam wszelkie środki bezpieczeństwa, będąc gotową już do starcia, chociaż nic się nie wydarzyło. Nie opuszczałam gardy, a szczególnie nie mogłam sobie pozwolić na to przy ANBU. Byłam teraz wyczerpana, ale to nie sprawiło, że stawałam się nieostrożna. Popatrzyłam chwilę na kunaia, a następnie ostrożnie go wzięłam od żółtowłosego, przyglądając się mu. Widniała na nim jakaś pieczęć. Było to nieco podejrzane, jednak wątpiłam, by ANBU zrobiło tak niski chwyt, by w ten sposób mi podłożyć jakąś pieczęć mnie ograniczającą.
- Zapamiętam. - odezwałam się, kiwając głową, że rozumiem. Może rzeczywiście poprzez przelanie chakry dawałam mu sygnał gdzie jestem, a on mógł tam dotrzeć? Jeżeli naprawdę działało to tak słodko i naiwnie jak myślałam, a chciałam wierzyć, że tak, to miałam właśnie brzytwę, której mogłam się chwycić, gdybym tonęła. A prościej - wyjście awaryjne, ratunek z sytuacji beznadziejnej. Albo... albo okazję. Schowałam kunai do torby.
- Doskonale. Współpraca z ANBU wynagradza, nieprawdaż? Udowodniłaś swoje Iryojutsu, mogłaś je przetestować, a w dodatku otrzymałaś prezent. I to nie byle jaki, chociaż nie zdradzę ani słowa więcej. Przechodząc do rzeczy, to możesz spać spokojnie, nie będę Cię nawiedzał. Ale pamiętaj, będę miał na Ciebie oko. - po tych słowach ANBU wyszedł z mieszkania wraz z czwórką w maskach, która zabrała wszystkie przyrządy, które przynieśli. Ostatecznie niewiele się z tego przydało.
- Zapomniałeś posprzątać. - odezwałam się, gdy był już za progiem. Nie zamierzałam spać w tej krwawej łaźni, ani nie zamierzałam jej teraz sprzątać. To oni zdecydowali, by operacja była w moim pokoju, a nie w przystosowanej do tego sali, zatem niech wezmą za to odpowiedzialność.
- Kogoś przyślę za chwilę. - usłyszałam, gdy już się oddalał. Westchnęłam i podeszłam do miski z wodą oraz odkażaczem, by dokładnie umyć ręce. To jak rytuał przed i po każdym zabiegu. Czasami nawet w trakcie, w zależności od procedur.
- Ta ręka jest jak proteza. Składałam ją na podstawie swojej wiedzy. Możliwe, że będzie boleć, a z pewnością będziesz miał problemy z wyczuciem jej na początku. Mogą też być jakieś wady... mniej lub bardziej poważne. Mniej poważne, to źle skonstruowane stawy, co będzie ograniczać Ci ruchy albo doprowadzi do wyłamań lub wybić. Bardziej poważne, to pomyłka w skonstruowaniu żył i tętnic, co może doprowadzić do wielorakich efektów, głównie fatalnych, ale w większości możliwych do zapobiegnięcia. - mówiłam spokojnie, melancholijnie, jakbym czytała książkę, chociaż mówiłam tylko to, co było prawdą. Cały czas myłam ręce z lekko przymrużonymi oczami, ale nie odezwałam się dalej ani słowa. Niech będzie świadomy, że to, co mu się dzisiaj przytrafiło to żaden cud, żaden talent, a ogrom wiedzy medycznej połączony z tytaniczną pracą chakrą.</align>[/html]

Mito Namikaze - 20-09-2019 18:31:38

-Dzięki za informację. - w dalszym ciągu "rozgrzewam" moją nową rękę
-Biorę się od razu do pracy nad nią, tak jak mówiłem gdybyś czegoś potrzebowała jestem do twojej dyspozycji. Nie każdy Anbu jest taki sam...Tomoko - uśmiechnąłem się po czym znikam. Dostrzegasz tylko żółty błysk...

studio kopiowania ślask internet krzeszów weekend w spa Ciechocinek